środa, 4 lipca 2012

Baśnie i opowieści japońskie cz7


Dawno tu nie było nic związanego z Japonią , wiec dziś mam dla Was kolejną czesc baśni

Niezwykła mniszka

Stary mistrz zen lubił tę historię. „Ta baśń będzie stanowiła ważny moment na wa­szej drodze mądrości” – mówił do młodych nowicju­szy, uśmiechając się przy tym chytrze. Gdybyście tylko znali miasto Nara w tamtych cza­sach! Nara zieleniejąca, Nara kielich wonnego kwia­tu, klejnot wyspy Honsiu’, religijna stolica Japonii, buddyjski Rzym. W jej murach żyło tysiące mniszek i mnichów. Wszędzie rozkwitały sanktuaria, kaplice, wielopiętrowe pagody, słynne świątynie. Najbardziej znaną ze wszystkich była cudowna świątynia Toda­idji. Podczas wielkich świąt buddyjskich sam cesarz brał udział w uroczystościach. Tego dnia całe miasto było radosne. Ogromny tłum rozlewał się po ulicz­kach okalających świątynię; kuglarze, animatorzy marionetek, mimowie, akrobaci prześcigali się w poka­zach zręczności i kolejno zabawiali grupki gapiów. Nagle podniósł się krzyk: „Cesarz, cesarz!”. Żoł­nierze uzbrojeni w ciężkie piki torowali drogę w tłu­mie i orszak posuwał się naprzód: cesarz w bogato złoconych szatach niesiony w lektyce, w otoczeniu dworzan, ministrów, szambelanów i bonzów. Zapachy kadzideł unosiły się w powietrzu, niebiańska muzyka pieśni towarzyszyła niespiesznemu przesuwaniu się cesarskiego orszaku w stronę wielkiego portyku świą­tyni, nad którym górował okazały Budda powlekany laką i jaśniejący tysiącem świateł. – To były wspaniałe święta! – mówił mistrz zen, rozmarzony. – Baśń, Mistrzu, baśń! – błagali młodzi nowicjusze. Na to mistrz się uśmiechał: – Miejsce i czas stanowią część baśni; słuchajcie z uwagą, mądrość nie dociera do niecierpliwych. Otóż w tamtych czasach zdarzyło się, że pewien mnich zakochał się nieprzytomnie w jednej mniszce. Ryonen była pięknością olśniewającej urody, pro­miennej, a jednocześnie tajemniczej. Jej cera, sposób noszenia głowy, postawa, wszystko w jej uroczym wy­glądzie było zachwycające, do tego jednak dochodzi­ła przenikliwa inteligencja, zdecydowany charakter, wspaniałomyślność, wzgląd na innych, od czego ja­śniała wewnętrznym światłem. Ryonen mogłaby roz­kochać w sobie do szaleństwa najmądrzejszych ludzi, a może nawet mnichów… Hashino kochał ją miłością niedorzeczną, nieokiełznaną. Nie jadł, nie spał, był roztargniony podczas ceremonii rytualnych, miał na jej punkcie obsesję, świata poza nią nie widział, żył tylko dla niej, działał na własną zgubę. Pewnej nocy przekroczył próg, popełnił najwyższą zbrodnię, wszedł do jej mniszej celi i błagał o miłość. Ryonen wzięła zatem los Hashino w swoje ręce. Wystarczyłoby, żeby zaczęła krzyczeć, żeby wezwała swe siostry, a stałoby się najgorsze. Ona jednak za­chowała spokój, nie okazała nawet zdziwienia. Powie­działa tylko do nowicjusza, który płonął z pożądania: – Oddam ci się jutro. Nazajutrz był dzień wielkiego święta. Z okazji Oświecenia Buddy cesarz brał udział w nabożeń­stwach. Właśnie tam, w sanktuarium świątyni Toda­idji, stanęła przez obliczem Hashino całkowicie naga. – Weź mnie – rzekła – teraz! Wtedy Hashino doznał Satori, Przebudzenia. Jak w tych rysunkach, na których kształty i kolory zmieniają się w zależności od punktu widzenia, uj­rzał rzeczywistość, która do tej pory pozostawała w ukryciu. Poznał, że jego miłość była czymś niena­turalnym, zwodniczym, a jego szalone żądze przy­pominały migocące refleksy księżyca na wodzie. Za­słona iluzji rozdarła się. Sięgnął do korzeni ja, do­szedł do prawdy i spokoju.



Ps. Grucha jesteś leniuchem ! xD , ale i tak Ci nie odpuszcze tych gangów ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz